środa, 11 września 2013

Rozdział 6

"Poświęcenie"
1966r.

- Narcyzo Cloro Black! W tej chwili otwórz te drzwi! – Krzyczała rozłoszczona Andromeda waląc pięściami w dębową płytę rozdzielającą korytarz od przestronnej sypialni. – Naprawdę nie chcesz abym cię stamtąd wywlekła!
Narcyza zakopana w pościeli prychnęła tylko i sięgnęła po ogromnego, pluszowego misia, którego otrzymała na swoje drugie urodziny. Nazywał się Druello i poza niewieloma zdjęciami był ostatnią pamiątką po przedwcześnie zmarłej matce. Ani tata, ani siostry nigdy nie obwiniały Narcyzy o śmierć rodzicielki, ale dziewczynka wiedziała swoje. W chwilach takich jak ta nawiedzały ją ponure myśli, że gdyby się nie urodziła mama nie zachorowałaby i nie umarła.
            - Nie pójdę do Hogwartu! – Krzyknęła wtulając się w miękkie futerko Druella. Poczuła wilgoć spływającą po policzkach. Łzy. Ze złością wytarła rękawem drobne smużki i głośno pociągnęła nosem. Pasterka na obrazie wiszącym w sypialni usiadła ciężko na ziemi i spiorunowała Narcyzę wzrokiem fioletowych oczu.
            - Przestań bredzić! Od lat o tym marzysz! – Warknęła Dromeda nie przestając walić w drzwi. – Nie wiem, co ci strzeliło do tego blondwłosego łba! Jeszcze wczoraj nie mogłaś się doczekać podróży do Hogwartu, a kiedy za dwie godziny odjeżdża pociąg barykadujesz się w sypialni!
            Narcyza zacisnęła zęby. Dlaczego one tego nie rozumieją?! Ani Belli ani też Dromedzie przez głowę nie przeszło, że jej obowiązkiem, jako najmłodszej córki jest opieka nad samotnym ojcem. Nie mogła pozwolić na to, aby sam jak palec tkwił w tak dużym domu jak Blackmoor!  Gdyby odjechała sobie do Hogwartu, potem nie mogłaby sobie spojrzeć w twarz.
            - Nie pojadę i już! – Zawołała uparcie.
            Z ukosa spojrzała na zamknięty kufer stojący w rogu pokoju. W środku znajdowały się komplety nowiutkich szat, podręczniki, które z chciwością wertowała przez godzinę po ich zakupie. Potem się nimi znudziła. Różnokolorowe pióra, pachnące pergaminy. Bardzo chciała iść do Hogwartu. Tak bardzo, że coś aż ją ściskało w piersi, kiedy pomyślała, że za te dwie godziny pociąg odjedzie bez niej.
            Ale nie mogła. Złożyła sobie przyrzeczenie, że będzie opiekować się ojcem. I niech ją szyszymora opęta, ale tego przyrzeczenia dotrzyma.
            Nowa fala łez wypłynęła spomiędzy jej długich, jasnych rzęs. Tym razem pozwoliła im płynąć w dół policzka i skapywać na jedwabną pościel. Jeszcze głębiej zakopała się w fałdy pościeli i z całej siły ścisnęła misia tak, aby powstrzymać łkanie.
            - Otworzysz, czy nie? – Spytała Andromeda spokojniej.
            - Nie – wychrypała Cyzia, nie wiedząc czy odpowiedź dotarła do rozeźlonej siostry. Chwilę później Dromeda odeszła głośno stukając obcasami po marmurowej podłodze. Blondynka została sama w swojej niebieskiej sypialni.
Odwróciła się na plecy i wbiła wzrok w sufit, na którym błyszczały gwiazdy, wymalowane srebrną i złotą farbą na granatowym tle. Znała podstawowe konstelacje. Bez trudu odnalazła gwiazdozbiór Oriona i gwiazdę Bellatrix, a także gwiazdozbiór Cygnus. W rodzinie od pokoleń pierworodnemu nadawano imię na cześć gwiazd i konstelacji. To była tradycja. Narcyza wiedziała też, że gdyby miała brata nazywałby się on Hydrus na cześć niewielkiego gwiazdozbioru Węża Wodnego.  Ale nie miała. Wraz ze śmiercią matki przepadła szansa na dziedzica.
Zamknęła oczy. Zapragnęła zapaść w sen, w którym jej troski i problemy przestaną mieć znaczenie. Gdzie nic nie ma sensu. Gdzie wszystko przynosi jej ukojenie.
Niestety nie było jej to dane. Drzwi eksplodowały z donośnym hukiem roztrzaskując się na drobne drzazgi, które wbiły się w różne elementy umeblowania sypialni. Narcyza głośno wrzasnęła i wbiła się w ramę łóżka tak mocno, aż poczuła pręty wbijające się w jej skórę. Rozszerzonymi ze strachu oczami ujrzała stojącą w progu postać.
- Bello! – Krzyknęła drżącym głosem patrząc jak siostra przekracza próg pokoju.
- Powiedziałam otworzyć, nie wysadzać! – Warknęła Andromeda materializując się u boku Bellatriks i ze złością oceniając zniszczenia, jakiego tamta dokonała.  – Mogłaś ją zranić! – Wskazała na przerażoną Cyzię.
- Coś ci jest? – Rzuciła niedbale Bella w stronę blondynki. Tamta tylko pokręciła przecząco głową mocniej przytulając Druella. – To wyłaź z łóżka i się ubieraj za pół godziny lądujemy w Londynie.
Narcyza w jednej chwili wyrwała się z otępienia, które wywołał wybuch drzwi. Skoczyła na równe nogi, założyła ręce na piersi i uniosła wysoko głowę. Spojrzała zimno na siostry.
- Nigdzie nie pójdę – oświadczyła stanowczo.
Bellatriks uniosła ciemną brew do góry w wyrazie powątpiewania i wykrzywiła wąskie wargi w chytrym uśmieszku. Zawsze to robiła, kiedy miała jakiś plan. Cyzia tego nie znosiła, bo jak dotąd nie wróżyło to nic dobrego.
- Co za syf – mruknęła pod nosem Andromeda. Wyciągnęła przed siebie swoją różdżkę. Machnęła burcząc coś pod nosem. Dębowe drzazgi zaczęły wyrywać się z mebli, w których utknęły i poczęły stapiać się w jedną całość. Po chwili drzwi były jak nowe, umieszczone w naoliwionych zawiasach. Brązowowłosa klasnęła w dłonie z uciechy, że udała się jej taka sztuka. Narcyza musiała się z nią zgodzić. Wspaniale posługiwała się zaklęciami gospodarskimi. Dzięki nim oraz dwóm skrzatom domowym – Zadufkowi i Furiatce ten dom jeszcze stał.
Bellatriks tylko wywróciła oczami. Na niej taka magia nie robiła wrażenia. Bella potrzebowała wybuchów, iskier, powalania kogoś na kolana. To była magia prawdziwa, jak to zwykła mawiać.
- Można znać powód? – Spytała najmłodszą siostrę.
Narcyza przestąpiła z nogi na nogę.
- Bo nie – mruknęła.
Andromeda syknęła ze złością.
- Co to w ogóle jest za powód?! – Spytała z frustracją, mało brakowało a zaczęłaby sobie rwać włosy z głowy. – Boisz się czegoś?
Oczywiście, że się bała. Ale jak ma powiedzieć tym dwóm ignorantkom, że obawia się zostawić ojca samego w domu? Wyśmieją ją, stwierdzą, że to nie jest ważny powód i tata sobie poradzi, jak zawsze. Cóż ich nie było, kiedy ojciec po każdym ich odjeździe zaszywał się w gabinecie z butelką Ognistej. Nie widziały smutku w jego oczach, kiedy co dwa lata przychodziły kolejno listy z Hogwartu zawiadamiające o przyjęciu. One nie miały o tym bladego pojęcia.
Dlatego nic nie odpowiedziała, tylko wróciła do łóżka i zakryła się kołdrą po samą szyję. Niebieskimi oczami śledziła zdenerwowaną Andromedę krążącą po pokoju i Bellę, stojącą w spokoju z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Tata będzie rozczarowany – odezwała się w końcu Bella.
Właśnie, że nie. Chciała krzyknąć Narcyza. Będzie zadowolony.
- I co? To wszystko? – Spytała zirytowana Andromeda starszą siostrę. – Tak masz zamiar przekonać ją do pójścia do szkoły? „Tata będzie rozczarowany”?! Tyle to i ja mogłam wymyślić! – Warknęła odwracając się na pięcie i opuszczając pokój z głośnym trzaśnięciem naprawionych drzwi.
- Dromeda ma rację, Cyziu. Przemyśl to dokładnie, bo to twoja jedyna i ostatni szansa na Hogwart – oświadczyła Bella obrzucając ją świdrującym spojrzeniem, po czym również opuściła pokój.
Narcyza ponownie została sama.

Stała przed gabinetem ojca z uniesioną dłonią, wahając się czy zapukać. Pod bosymi stopami czuła chłód bijący od białego marmuru naznaczonego czarnymi żyłkami, pokrywającego podłogę. Siedemnaście postaci na portretach zwróciło głowy w jej stronę, przyglądając się jej uważnie. Pewnie pasterka zdążyła się już podzielić wiadomością ze wszystkimi obrazami w Blackmoor, że najmłodsza panna Black odmawia uczęszczania do Hogwartu.
Narcyza zacisnęła zęby piorunując wzrokiem portret babki Irmy spoglądającej na nią z rozczarowaniem. Na usta jej się cisnęło, że przecież ona nawet nie ukończyła Hogwartu! Zaszła w ciążę na trzecim roku. Powstrzymała się jednak. Była za młoda, aby wypowiadać się na takie tematy. Skończyłoby się na wyzwaniu od impertynenckich smarkul i prócz wielkich żalów nie zmieniłoby to nic.
Z parteru dochodziły głosy Belli i Andromedy jedzących śniadanie. Cyzia poczuła jak głód ściska jej żołądek. Od skromnej kolacji poprzedniego wieczora nie miała nic w ustach. Smakowity zapach bekonu roznosił się w całym domu, sprawiając, że pociekła jej ślinka. Obiecała sobie, że gdy tylko porozmawia z ojcem, poprosi Furiatkę o talerz tostów do sypialni.
Najpierw jednak rozmowa z ojcem. Zastukała delikatnie w dębowe drzwi. Poczekawszy na pozwolenie szybko wsunęła się do środka.
Gabinet pana domu był jednym z najciemniejszych pomieszczeń w całej rezydencji, ale Cyzia bardzo go lubiła. Ściany pokrywała bordowa tapeta w wąskie paski z gałązkami winogrona. Ścianę naprzeciw drzwi prawie wyłącznie zajmowało wielkie okno. Na parapecie stały przedziwne przedmioty, które ostatnio ojciec nabył od tego dziwnego człowieka, Abraxasa Malfoya. Dwie pozostałe ściany przylegające zastawione były regałami wykonanymi z hebanu. Bogato zdobione zawierały kolekcję starych ksiąg i różnych teczek z papierami. Na kilku półkach stały srebrne kielichy z mottem rodu Blacków.
Na ścianie, tuż przy drzwiach znajdował się portret rodzinny. Ojciec siedząc przy swoim biurku z czarnego dębu miał doskonały widok na młodszego siebie obejmującego piękną blondynkę, trzymającą małe zawiniątko. Dwie mniejsze dziewczynki siedziały mu na kolanach wiercąc się niespokojnie. Złota tabliczka wbudowana w hebanową ramę głosiła: Rodzina Blacków: Cygnus III, Druella, Narcyza, Bellatriks i Andromeda. 1956r.
Półtora roku później Druella już nie żyła. Narcyza za nią nie tęskniła. Nie znała jej. Nie wiedziała, co to znaczy posiadać matkę. Andromeda, zwierzała się, że choć nie pamiętała rodzicielki, często rozmawiała z jej portretem, który wisiał w jej sypialni.  Cyzia spróbowała tego tylko raz i czuła się potem bardzo niezręcznie. To był tylko jakiś ślad jej. Nawet nie wiadomo czy prawdziwy.
Wiedziała za to, co to znaczy mieć i kochać ojca. Patrząc na niego, jak pochyla się nad zwojem pergaminu czuła, że mogłaby zrobić dla niego absolutnie wszystko. Nawet nie iść do Hogwartu. Najpierw jednak musi się naprawdę przekonać, czy on tego chce.
- Witaj, kwiatuszku – powitał ją ojciec odkładając wspaniałe orle pióro do kałamarza. – Cóż to za sensacje się dziś odbywały? Czy dobrze dosłyszałem od mojej matki, że nie chcesz iść do Hogwartu?
A więc babka Irma musiała już wściubić swój długi nochal do rodzinnego portretu! Nie mogła się powstrzymać, inaczej pewnie by jej kolory zbladły. Wychodząc z gabinetu Narcyza nie omieszka rzucić babce kilku kąśliwych uwag. Tego ta stara poczwara może być pewna.
- Bo chodzi o to, tato, że nie chcę abyś był sam – oświadczyła blondynka sadowiąc się w fotelu na pajęczych nóżkach.
Cygnus zmarszczył czoło nic nie rozumiejąc.
- Sam? – Dopytywał się.
- No, bo jak pojadę dzisiaj do Hogwartu, to tylko ty zostaniesz w domu – wyjaśniła kręcąc młynka palcami.  – Będziesz czuł się samotny, więc postanowiłam, że zostanę w domu – wyjawiła swój plan.
Twarz Cygnusa rozjaśnił ciepły uśmiech, który jego córka tak bardzo kochała. Palcami odgarnął ciemne włosy opadające mu na twarz i spojrzał prosto w niebieskie oczy Narcyzy.
- Kochanie musisz iść do Hogwartu – powiedział powoli. – Naprawdę doceniam to, co chcesz dla mnie zrobić, ale to nasza rodzinna tradycja, a my, czego nie robimy z tradycjami?
Dziewczyna przewróciła oczami.
- Nie łamiemy – burknęła. – Ale samotność?
- Troszkę wolności od trzech psotnic dobrze mi zrobi – zachichotał. – Poza tym zanim się obrócisz już będą ferie zimowe. Oczywiście, że będę za wami tęsknił, ale taka jest kolej rzeczy. Ja już się z tym pogodziłem. Mam nadzieję, że ty też – oświadczył dodającym otuchy tonem.
- Czyli nie będziesz nieszczęśliwy jak pójdę do Hogwartu? – Spytała chcąc się upewnić. Serce w jej piersi trzepotało mocno z nieprzebranej radości. Czyżby jej marzenia się spełniły? Pójdzie do Hogwartu a przy tym ojciec będzie szczęśliwy? Na sama myśl miała ochotę skakać z zachwytu.
- Będę bardzo dumny i uszczęśliwiony, że moja ostatnia córka wkracza w mury Hogwartu. Tam czeka cię inne życie, Cyziu. To będą jedne z najpiękniejszych lat – odpowiedział szczerze.
Narcyza posłała ojcu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i z przerażeniem spojrzała na tarczę zegara stojącego na ojcowskim biurku. Pajęcze wskazówki pokazywały godzinę dziesiątą. W życiu nie zdąży się przygotować! Ten dzień ma być jednym z najważniejszych w jej życiu! Nie może pozwolić sobie, aby wyglądać jak jakiś… mugol.
- Co się stało, Cyziu? – Spytał Cygnus dostrzegłszy zmianę w zachowaniu córki.
Dziewczynka zerwała się na równe nogi. I z paniką spojrzała na zdumionego ojca.
- Mam piętnaście minut na wyszykowanie się! – Wyjaśniła zastanawiając się, co zrobić pierwsze. Włosy, wybór sukienki, wstążki, biżuteria… tyle tego a tak mało czasu. Kątem oka ujrzała skonsternowany wyraz twarzy ojca. Cóż, był mężczyzną, któremu piętnaście minut w zupełności starczy na przygotowanie do wyjścia. Kobiety to, co innego.
- Muszę się spieszyć! – Zawołała wybiegając z gabinetu. Postacie z portretów dopytywały się o jej ostateczną decyzję, ale je zignorowała. Pasterka w końcu i tak doniesie im o wszystkim. Swoją drogą musi się chyba pozbyć tego obrazu ze swojej sypialni. Jest zbyt wielką plotkarą.
Przy swojej sypialni omal nie zderzyła się z Andromedą, która sądząc po wyrazie jej twarzy po raz kolejny przyszła namawiać młodszą siostrę do szkolnej edukacji.
- Idę do Hogwartu! Jestem w rozsypce! – Zawołała tylko, ale Andromeda już wiedziała. Wepchnęła Narcyzę do pokoju i posadziła ją na krześle. Machnięciem różdżki otworzyła szafę z sukienkami, szuflady z bielizną, rajstopami, kapeluszami, wstążkami i butami. Cyzia po raz kolejny dziękowała siłom wyższym za talent Andromedy do zaklęć domowych.

 
***
No i dodaję kolejny rozdział. Tak jak obiecałam dotyczący z Cyzią. To jest tak jakby pierwsza część. Musiałam to wszystko rozdzielić, bo wyszedł naprawdę długi tekst. Pozdrawiam :)